środa, 8 lutego 2012

Chiny part 8

Po długiej podróży pociągiem, późnym wieczorem dotarliśmy do Yichang - miasta, które dla turystów jest kompletnie nieciekawe. Praktycznie nie ma tam nic do zwiedzania. Dla mnie było to o tyle ciekawe, że jest to miasto rodzinne Yin'a. Poznałam więc jego rodziców, krewnych i znajomych. Wszyscy byli niesamowicie mili i przyjęli nas bardzo serdecznie. Chociaż w większości nie mówili po angielsku, więc porozumiewanie się było ograniczone. Na szczęście ojciec Yin'a jest nauczycielem angielskiego ;)

Mieszkaliśmy w mieszkaniu wujostwa Yin'a, którzy byli akurat na jakiejś wycieczce. Był za to ich syn, czyli kuzyn Yin'a, bardzo nieśmiały i małomówny.
Widok z okna:
 Zwróćcie uwagę ile na dachach jest solarów słonecznych!

Widok z balkonu

 Nasze śniadanko, czyli ryż z "czymś" owinięty liściem.
 I pitahaya

Pierwszego dnia zrobiliśmy "rozeznanie w terenie". 
Mieszkaliśmy tylko jakieś 10 minut od Jangcy! Także później często z Yin'em chodziliśmy tam na spacery. 
 Ludzie kąpiący się w Jangcy. Hmm wydaje mi się, że rzeka do najczystszych nie należy, no ale co kto lubi :p

Trafiliśmy też do jakiegoś kościoła, jak się potem okazało protestanckiego. Trzeba przyznać, że dość dużo ludzi przychodziło na msze - kościół był wtedy pełny.

Karaoke na otwartym powietrzu
 Tam również było sporo ludzi. Gdy komuś się podobało jak jakaś osoba śpiewa, to kupował tam kwiaty i wręczał śpiewającemu.

Zwróciłam też uwagę, że w Chinach dużą popularnością cieszą się białe puchate pieski
te większe... (jestem w nich absolutnie zakochana!)
 i trochę mniejsze ;)

Częstym widokiem były też grupy tańczących ludzi w średnim wieku.
 Te panie tańczyły pod tym ogromnym mostem każdego dnia niezależnie od pogody. Dodatkowo każdego dnia miały koszulki w innym kolorze :D Tutaj akurat czarne.

A tutaj taniec towarzyski.

 I takie widoki były w każdym mieście w jakim byłam. Trzeba przyznać, że to roztańczony i rozśpiewany naród ;) Bardzo mi się to podobało. Widać było, że czerpią radość z życia.

Jestem fanką nocnych spacerów.


Na koniec dnia restauracja i straaaaaaaasznie ostre dania! Tutaj też posmakowałam pierwszy raz jak smakuje żaba xD Muszę przyznać, że nie była zła ;)

Potem jeszcze odwiedziliśmy rodzinę Yin'a. Jak dowiedziałam się po ile mają, to w porównaniu z tym na ile wyglądali, to była niezła różnica. Dałam im spokojnie po 15-20 lat mniej niż mieli w rzeczywistości! Ah te azjatyckie geny ;) Tylko babcia wyglądała na te swoje ponad 80 lat hehe

3 komentarze:

  1. pitahaya wygląda smacznie ! :D Widzę lubią wilkowate psiaki i szpicle haha..XDD Haha nie ma to jak tańce na ulicy wygląda to na jakiś flesh mob hahah :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha nie ma to jak flash mob w wykonaniu chińczyków w średnim wiek xD

      Usuń
    2. Hahahah XDD dobre czemu u nas ludzie w wieku średnim takich flesh mob'ów nie robią :D

      Usuń