Zbyt dużo z niego nie wywnioskowałam haha
Ale jedzenie, które zamówiliśmy było pyszne! W końcu dowiedziałam się co to jest prawdziwa chińszczyzna :D W Polsce czegoś takiego raczej się nie znajdzie. Ta nasza "rzekoma" chińszczyzna" może i jest całkiem niezła, ale nijak się ma do tego co tam jadłam.
Tam również odbyła się pierwsza lekcja jedzenia pałeczkami - skończyło się na tym, że na końcu zostałam już nakarmiona lol (ale, żeby nie było, po jakimś czasie nabrałam wprawy hehe)
Wracając do Pałacu Letniego, służył on cesarzom dynastii Qing jako miejsce wytchnienia. Zresztą wcale się nie dziwię, bo jest tam przepięknie! Spacerowaliśmy tam godzinami.
Antyczna budka telefoniczna :D
Na swojej drodze natknęliśmy się na ślicznego, malutkiego jeżyka i spędziliśmy przy nim chyba z dobre 20 minut :D
Dotarliśmy do Długiej Galerii. Prawdziwe dzieło sztuki!
Ma ponad 700 metrów długości i zdobi go ponad 14 000 malowideł - na każdej belce inne.
Przykładowe belki:
Do Pagody Kadzidła Buddy niestety nie udało nam się wejść, gdyż zamknęli nam ją przed nosem o 17.
Było za to jeszcze wiele innych rzeczy, które mogliśmy podziwiać.
Popłynęliśmy też łódką, razem z koreańską wycieczką, na Wyspę Jeziora Południowego.
Wyspę ze stałym lądem łączył Most Siedemnastu Łuków. Chiny nie bez powodu słyną z łukowatych mostków ;)
W stawach rośnie przeważnie dużo lotosów, co widać też na poniższym zdjęciu. Jest to jakby powiedzieć, narodowa roślina Chin ;D
A tu pani kaligrafowała znaki wodą na chodniku. Bardzo mi się to podobało - robiła to z taką lekkością^^
Podsumowując: stan nirwany został osiągnięty :D
Nasz hotel był położony w jednym z takich klimatycznych zaułków, gdzie było mnóstwo małych uliczek, sklepików, barów czy stoiskami na ulicy z lokalnymi przysmakami :) Poszliśmy więc późnym wieczorem na jedzonko. Tak w ogóle, to chińczycy jedzą po prostu non stop - o każdej porze dnia i nocy :D
Zamówiliśmy tę oto rybę:
Jeszcze 15 minut wcześniej pływała sobie radośnie w akwarium^^'A to banany w cieście i karmelu <333
Potem jeszcze trochę powałęsaliśmy się po hutongach i kupiliśmy ten taki dziwny kolczasty owoc
Osobiście nie zostałam jego fanką, ale podobno ten owoc albo się kocha albo nienawidzi ;p
Dla mnie zalatywał tak trochę chińską wódką, a smaku nie umiem do niczego porównać.
I tak oto dotarliśmy do końca dnia drugiego :)
Na razie to właśnie tak rozbijam na poszczególne dni, ale potem, tzn. po wyjeździe z Pekinu, już się nie będę pewnie tak rozdrabniać ;p
byebye